Wspomnienia nauczyciela
Z wiosną 1945 r. otwarto szkołę w Olszewce. Szkoła mieściła się w budynku pani Obrębskiej i liczyła IV kl. Zadaniem rodziców było znaleźć nauczycieli, opłacić ich- najczęściej w naturze, zapewnić budynek, ogrzać go i utrzymać w należytej czystości. Pierwszym kierownikiem Publicznej Szkoły Powszechnej był przedwojenny nauczyciel Kuszewski . Nauczycielami zostali wybrani na wiejskim zebraniu Marianna Olender i Marianna Niska, Wojbasek. Dzieci było bardzo dużo, większość przerośnięta wiekiem. Nauka odbywała się na dwie zmiany w dwóch izbach lekcyjnych. Ja zostałem zapisany na liście uczniów klasy pierwszej, brat na liście klasy czwartej. Boisko obok szkoły było bardzo ładne. Tu bawiliśmy się w wolnych chwilach, tu odbywały się zajęcia cielesne, tu wreszcie były nauczycielskie działki, na których nauczyciele przy pomocy dzieci uprawiali różne warzywa.
Warunki pracy nauczycieli oraz warunki nauki dzieci były okropne. Podręczników było bardzo mało. Zeszytów i przyborów szkolnych praktycznie nie było. Pamiętam, że matka pocięła worek papierowy po soli, zszyła go grubymi nićmi, poliniowała go stolarskim ołówkiem i wręczyła mi go do torby parcianej. W takim zeszycie stawiałem pierwsze litery, cyferki i znaki matematyczne. Mimo to czyniłem w oczach wielkie postępy. Otrzymywałem pochwały wobec całej klasy, otrzymywałem także pochwały od rodziców.
Rok szkolny 1945/46
Nowy rok szkolny rozpoczęliśmy przy nieco zmienionej radzie pedagogicznej. Pani Maria Olender przestała pracować. Mnie w dalszym ciągu uczyła pani Niska. Pamiętam ,że do nauki jęz. polskiego matka wybrała ze składu gdzieś złożonego na strychu pod słomianą strzechą książkę „ Żywoty Świętych”
Pamiętam także, że w klasie był jeden czarnobiały elementarz Falskiego. Miał go Stasiek Dybiński i Psa Asa, który siedział w wymarzonej pozycji, do dziś pamiętam w tym roku zacząłem pisać już w zeszycie. Zeszyt cienki kupiła mi matka, a może myślę sobie że sprezentowała Gołasiowa, chyba ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Ten zeszyt zachował się do dziś. Zeszyt bardzo ładny, z papieru bezdrzewnego, ładne linie koloru zielonego. Jakie szczęście mnie spotkało. Taki zeszyt miałem tylko ja. Dostałem go w nagrodę za wzorowe postępy w nauce. Okładki tego cienkiego zeszytu były z miękkiej tektury, koloru stalowego. Obłożyłem go by trwale zachował się na długie lata. Jaki on był ładny ! Jaki ja byłem dumny, gdy pani podnosiła go do góry ten zeszyt, a on błyszczał w słońcu, które niemiłosiernie rzucało swe promienie wiosenne. Pani później w górze otwierała zeszyt i pokazywała całej klasie, starannie wykształcone, pismem kaligraficznym wypisane literki, wyrazy i całe zdania mówiąc: „ Zobaczcie ten zeszyt! Zobaczcie jak Geniuś ładnie starannie wykształcił swoją rączką literki pojedyncze wyrazy i zdania. ”
Rok szkolny 1946/ 47
Zupełnie zmienił się skład Rady Pedagogicznej. Przyszedł nowy kierownik- pan Ludwik Cieszkowski. Siedziałem w pierwszej ławce. Nasza klasa uczyła się w wynajętej izbie pana Macieja Chudzika. Od głównej szkoły było to chyba około kilometra. Polskiego języka uczyła pani Krzykowska. Aby przejść z tamtego budynku do tego to zabrakło czasu . Nauczyciele spóźniali się na lekcje jakie to było wymarzone. Nasze uczniowskie pomysły w wykorzystaniu tego czasu sięgały zenitu. Chodziliśmy za stodołę na pyszne gruszki. Prawdziwa przygoda czekała nas gdy nadchodziły lekcje matematyki, albo przyrody. Pani Marianna Kuzia mieszkał u pana Wilgi. Panią Kuzie lubiliśmy wszyscy i to tak naprawdę. Była dobra, dużo nam opowiadała ciekawych historyjek o samej sobie, o Baranowie skąd pochodziła, o wojnie i okupacji, którą przeżyła. Chodziliśmy do niej do domu, sprzątaliśmy jej w mieszkaniu a ona nam robiła taką dobrą herbatę z ziół. Lekcje odrabiałem przy świetle z lampy. U Nas pod tym względem był już luksus. Matka zadbała o dużą lampę, starała się by nafta była na bieżąco. „Zaświeć Stasiu lampę, bo Geniuś otwiera torbę, pewnie będzie się uczyć ” A po namyśle przyciszonym głosem ,jakby mówiła to tylko do siebie, jakby to ogromne dla niej szczęście, marzenie, pragnienie.
W szkole pracowała z nami druga pani. To była żona pana kierownika. Ale ta pani nie była już tak dobra. Mało z nami rozmawiała, często po zadaniu ćwiczenie odchodziła od nas do domu. Pana kierownika też nie lubiliśmy, był srogi, głośno krzyczał, denerwował się na nas przy każdej okazji. Pan na lekcji skrzyczał nas za to, że nie przynosiliśmy chleba, jaj, masła, żyta, ziemniaków, warzyw, mleka. Prowadził zeszyt, w którym miał zapisane nazwiska dłużników.
Rok szkolny 1947/48
Po wakacjach jesteśmy znów w szkole. Uczyć będziemy się w nowym budynku- w domu, który w stanie surowym wybudowano przed rokiem 1939 za pieniądze, które rolnicy otrzymali od PKP za grunty, na których pobudowana jest linia kolejowa. Teraz gmina wyszykowała jedno pomieszczenie przeznaczając na szkołę. 1 września widzimy, że w nowej szkole będzie uczyć nowa pani, pani Krzykowska ze szli. Jak w ciszy i spokoju. Boga prosimy, by ta pani uczył nas. Pani dobrze tłumaczy matematykę, ładnie czyta, chętnie stawia piątki. Kiedyś nawet postawiła piątkę na kredyt, dodając, że musi się jeszcze więcej nauczyć, by tej piątki nie stracić. Pani wychodzi z nami na przerwę na boisko i cały czas śpiewa i uczy różnych zabaw i gier.
Rok szkolny 1948/49
1 września 1948 w Olszewce była grobowa cisza. Nie rozpoczęły się lekcje w szkole a pan inspektor usilnie straszył , ze szkole w Olszewce będzie zamknięta. W całej wsi wrzało. Jedni płakali inni klęli, jeszcze inni śmiali się na cały głos. Ale w to wszystko prowadziło ludzi w złym kierunku. Początkowo ludzie nie wierzyli inspektorowi. Zwyczajnie tłumaczyli sobie- nagada się i da jakiegoś nauczyciela. Teraz nasze dzieci pomogą w jesiennych pracach, a szkoła być musi. Dni leciały bardzo szybko, a nauczyciela ani na oko, a szkoła zamknięta. Delegacja rodziców coraz częściej dojeżdżała do inspektora prosząc go, błagając I wreszcie owa upragniona chwila, pełnych szczęścia , promyk wielkiej nadziei zabłysnął w oczach załamanych rodziców. Do inspektora zgłosił się nauczyciel, oficer wojska, który przyszedł z niewoli. Zdecydował się podjąć pracę jako nauczyciel!. Delegacja z Olszewki czekała w kancelarii na inspektora.
I nadszedł pan inspektor weszli wszyscy do pokoju pana inspektora. Przybysz przedłożył na piśmie swoją prośbę o posadę nauczyciela w Olszewce, swój bogaty życiorys, swoje dokumenty do podjęcia pracy nauczycielskiej. „ Ale, ale panie Ćwiek, (bo tak nazywał się ów oficer) czy pan wie gdzie leży ta Olszewka o którą pan prosi? Ja mam lepsze placówki , tu w pobliżu Przasnysza. Tu też potrzeba nauczycieli”- wyrecytował swoje uwagi pan inspektor.
„Tam dzieci kurpiowskie pragną się uczyć, czekają na mnie” odrzekł ów pan.
Nie ma sprawy, Pan Ćwiek jedzie prosto z delegacją do Olszewki. I nadszedł ten dzień. Energiczny pan wszedł do naszej klasy. Stanął przed tablicą i przepiękną polszczyzną wyrecytował jak aktor na scenie „ Nazywam się Wacław Ćwiek. Będę waszym wychowawcą . Traktować będę każdego jednakowo, wymagać będę również od wszystkich jednakowo.”
Nasz pan ładnie także śpiewał, ładnie tańczył i doskonale sprawdzał się w tańcu jako wodzirej. W niedziele był na zabawie publicznej. Ale zabawa publiczna przeznaczona była tylko dla dorosłych. Nikomu do głowy nie przyszło, by przyszedł tam na zabawę razem z dorosłymi przebywać. Nikt też w naszej klasie nie palił papierosów, bo to „złe praktyki” mawiał nasz pan.
Ze wspomnień Eugeniusza Kucińskiego